Cofnijmy się na chwilę do roku 1998, kiedy to w Polsce rozpoczęły się przemiany demokratyczne. Kwestie  polityczne i gospodarcze obierały znacznie kierunek ze wschodu za zachodnią cześć Europy. Zaczął sie okres radykalnych zmian. W tym czasie Ministerstwo Edukacji Narodowej podjęło decyzję o popularyzacji wśród uczniów języków zachodnioeuropejskich, ograniczając w znacznej części naukę języka rosyjskiego, tak często nauczanego dotychczas. Szczególny nacisk położono wtedy na naukę języka angielskiego. Miało to związek z dużymi nadziejami podkładanymi w polityce zachodniej, liczono, ze zwiększy się zapotrzebowanie na język angielski właśnie. 

Wykładowcy i nauczyciele szkół podstawowych uczący wcześniej języka rosyjskiego zostali zmuszeni do przekwalifikowania się na anglistów. Cała Polska została obsiana nowo powstającymi Nauczycielskimi Kolegiami Języków Obcych, w których nauczyciele mogli uczyć się za darmo, jednak musieli zwrócić koszty nauki, które poniosło Państwo. Mogli to uczynić przez trzy lata swojej pracy w szkole. Trzeba przyznać, ze była to dla nich dość korzystna propozycja. Polska, dzięki temu iż położyła na edukację w zakresie języków obcych ogromny nacisk, również finansowy, miała możliwość wykształcenia ogromnej kadry anglistów, dzięki czemu nauka języka angielskiego mogła prężnie rozwijać się na każdym poziomie nauczania - w szkołach podstawowych, gimnazjach i liceach. Mimo iż cała zmiana systemu nauczania języków obcych w Ministerstwie Edukacji Narodowej trwała wiele lat, trzeba przyznać, że zakończyła się powodzeniem. Wykształcono setki tysięcy absolwentów znających języki nowożytne na wysokim lub chociażby podstawowym poziomie.

W tym momencie każdy uczeń kończący szkołę średnią ma odbyte conajmniej 9 lat nauki języka angielskiego. Nie ma mowy o braku znajomości chociażby podstawowych pojęć. Do egzaminu obowiązkowego zaliczono także egzamin z jpodręczniki szkolne ęzyka obcego nowożytnego, który organizowany jest przez zewnętrzną komisję, którą tworzą egzaminatorzy z Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. Należy przyznać, że wyniki tego egzaminu są mniej więcej równoważne w całym kraju. Podczas tego egzaminu sprawdzane są cztery umiejętności: słuchanie, pisanie, mówienie i czytanie. Wygląda to w podobny sposób jak egzaminy STANAG 6001. Na ocenę składa się procentowa liczba punktów ustosunkowana do maksymalnej liczby punktów, które są możliwe do uzyskania. W tym przypadku, by zdać maturę wystarczy uzyskać wynik 30 procent, natomiast na egzaminie STANAG 6001 należy uzyskać 70 procent, by otrzymać certyfikat. Trzeba przyznać, ze różnica jest dość znaczna. W tym momencie wojsko uznaje jedynie absolwentów studiów filologicznych jednojęzycznych i dwujęzycznych (zarówno licencjackich jak i magisterskich) jako osoby, które mogą uzyskać świadectwa według STANAG 6001 na poziomie 3333 i 4444.

Trzeba zauważyć problem, który dotyka setki jednostek wojskowych w całej Polsce. Chodzi o to, iż tysiące szeregowych, którzy posiadają maturę zdobytą po roku 2006, a więc z obowiązkowym językiem obcym nowożytnym ( niezależnie od tego, czy uzyskaną na poziomie podstawowym, czy rozszerzonym), nie są w żaden sposób zauważalni podczas służby jako osoby, którym znany jest język obcy. Generuje to ogromne koszta związane z ponownym wysyłaniem ich na kursy językowe narzucone przez ministerstwo. Trwają one pięć miesięcy i organizowane są na poziomie 1111. Oznacza to, że pieniądze na to samo kształcenie wydawane są po raz drugi, zupełnie niepotrzebnie. 

Koniecznym jest przyjrzenie się temu niepokojącymi zjawisku, ponieważ jest to ogromny problem na skalę krajową, który domaga się wręcz zastosowania  porównania poziomu podstawowego i rozszerzonego egzaminu maturalnego wraz z wymaganiami, które określa egzamin STANAG 6001 (poziom 1111 oraz 2222). Następnie należałoby uznać egzamin maturalny, oczywiście w przypadku jeśli uczeń uzyska określony próg punktów, za spełniający narzucone wymogi. W tym przypadku cały proces zatwierdzenia świadectwa maturalnego u żołnierza, wraz z wydaniem zaświadczenia STANAG powinien być realizowany na samym początku pełnienia przez niego służby wojskowej. Głównym efektem tego, poza oczywistym aspektem finansowym byłoby wtedy uznanie przez Ministerstwo Obrony Narodowej wieloletniej edukacji takiej jednostki w zakresie nauczania języków obcych organizowanej przecież przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Ostatecznie miałoby to pozytywny wpływ na planowanie i dopasowanie grup szkoleniowych, które miałyby uczestniczyć w kursach na poziomie 2222 oraz 3333. Wtedy pojęcie „last but not least” miałoby szansę zmniejszenia zasięgu tzw. Polski resortowej. 

 

 

 

Warto przeczytać